środa, 10 listopada 2010

"Sbandieratori e Musici" czyli pokazy żonglowania chorągwiami w Weronie



Druga niedziela września i kolejna słoneczna  towarzyszyła nam w oglądaniu pokazów  machania flagami w Weronie. Mistrzostwa „Sbandieratori e musici” to widowisko niezwykłe, wpisane  w jesienny kalendarz imprez w Weronie, które szkoda by było przeoczyć.


Zanim jednak znaleźliśmy się na Piazza dei Signori- miejscu pokazów wolno  przespacerowaliśmy przez Centro Storico smakując ulubione fragmenty miasta.

Na głównych ulicach i placach atmosfera ożywienia i ruchu. Wszechobecni turyści pstrykają zdjęcia zabytkowym  budynkom, zadzierają  głowy na ozdobne gzymsy, mauretańskie okna, wysokie wieże, albo  schodzą wzrokiem poniżej poziomu ulicy do wykopalisk rzymskich. W kafejkach  wszystkie stoliki zajęte przez młodzież, a miejsca parkingowe przez motorino i rowery. Przy wejściu do  księgarni z  plakatu  Paulo Coelho zaprasza po najnowszy tytuł, animalsi  zbierają głosy poparcia przeciwko polowaniom na zwierzęta, a artysta Carlo Guarienti zachęca do obejrzenia wystawy obrazów i rzeźby.  








Popisy mistrzów w rzucaniu banderami znalazły scenerię na  Piazza dei Signori , w sercu średniowiecznej Werony. Jesteśmy grubo przed czasem z wysokości cokołu  podejmuje nas  sam Dante Alghieri.  Lokujemy się na schodach  Loggi dei Consiglio,  na zwieńczeniu budynku  stałe miejsca mają  Katullus, Piliniusz, Marek, Witruwiusz, Korneliusz Naposa, trudno więc  o bardziej znakomite towarzystwo. Jest jeszcze czas, żeby spojrzeć na Palazzo del Comune, średniowieczny ratusz z efektowną pasiastą fasadą i wysoką wieżą, na piękny portal projektu Sanmichelego w Palazzo del Capitano, czy na Palazzo degli Scaligeri, rezydencję rodu Scaligierich  wykończoną krenelażem. To nagromadzenie zabytkowych budynków tłumaczy określanie placu najbardziej arystokratycznym w Weronie.







Zaczęło zmierzchać, szarość wieczoru  rozproszyły pozapalane latarnie. Atmosfera na placu zaczęła tężeć.Trybuny  zapełniły  się widzami. Szmer przyciszonych rozmów zamienił się w głośny gwar. Na plac przybyły kolejne grupy młodzieży, każda w innych barwach, okrzykami, śpiewem i falowaniem uniesionych ramion zaznaczają swoją obecność . Z głośników płynie muzyka, śpiewem wtóruje jej rozbawiony tłum. Na trybunach publiczność kołysze się miarowo i co jakiś czas eksploduje fajerwerkami emocji. Całą przestrzeń wypełnia atmosfera radosnej zabawy, która i nam się udziela.

Narasta napięcie oczekiwania  rozpoczęcia pokazów. W loggii zasiadają członkowie jury, oceniany będzie układ choreograficzny, wartość techniczna układu, synchronizacja z muzyką, wrażenie ogólne.



Żonglerka kolorowymi chorągwiami to część tradycji z czasów renesansu i późnego średniowiecza. To historyczna inscenizacja wzięta z życia rycerstwa, kiedy chorągwie używano do sygnalizacji i przekazywania informacji, a oznaczone herbami sztandary służyły do zaznaczania pozycji różnych oddziałów na polu bitwy.


W mistrzostwach  w rzucaniu chorągwiami udział biorą najlepsze zespoły Włoskiej Federacji Sbandieratori. Widowisko otworzyła parada postaci w historycznych strojach. Przy dźwiękach trąbek i bębnów  wysoko w górę pofrunęła pierwsza flaga, spektakl rozpoczął się.



To co się działo później to fascynujący pokaz kolorów, popisy zręczności i żonglerki, przedziwny taniec z chorągwiami. Bandery, jak kolorowe ptaki fruwały w powietrzu, spadały z łopotem, by znów podbite w górę tworzyć wspaniałe figury. Zawodnicy z wielkim kunsztem machali flagami nawet pięcioma na raz, kiedy ręce zwijały błyskawicznie jedwab wokół drzewca, nogi wybijały w górę inną chorągiew.

Startowały drużyny z Ravenny, Ferrary, Padowy, Brindisi, Luci, Salerno. Były popisy w parach i w małych grupach. Dla nas wszystkie drużyny zasługiwały na Ochy i Achy, na podziw i wielkie brawa.





4 komentarze:

  1. Żonglowanie chorągwiami obejrzałam zupełnie przypadkowo we Florencji, na placu przy bazylice San Lorenzo, razem z przemarszem pochodu przebranych w renesansowe stroje patrycjuszów, żołnierzy, łuczników z sokołami itp. Patrzyłam jak oczarowana, nie wiedząc w ogóle o co chodzi...
    Zapewne tak patrzą turyści na pochód naszego Lajkonika z mlaskotami i włóczkami, bijącego buławą kogo popadnie. I zapewne dziwią się, ze ludzie ta chętnie się nadstawiają ;)
    A Weronę, po Twoich zachęcających opisach, muszę koniecznie zobaczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite, po raz kolejny jestem zaskoczona, co ci Południowcy wymyślą. Żonglowanie chorągwiami musiało być ciekawe, do tego w takim miejscu jak Werona, wpasowało się idealnie w średniowieczny klimat miasta

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny blog!Bogaty w opisy i zdjęcia, prowadzony bardzo ciekawie.Zaraz biegnę do kuchni po oliwę z oliwek, aby poczuć na języku smak tego cudownego kraju....dziękuję Bożeno i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Werona wspaniale przez Ciebie opisana. Przez chwile mialam wrazenie, ze tam jestem... Dziekuje za te wirtualna podroz :)

    Pozdrawiam Bozeno!

    OdpowiedzUsuń