czwartek, 24 kwietnia 2014

Pasquetta- Lago di Garda na bis



 Prognozy pogody  zapowiadały deszczowy poniedziałek,  plany związane z wyjazdem odłożyliśmy i zostaliśmy w domu. Rzeczywiście  Pasquetta, bo tak nazywają w Italii  drugi dzień Świąt Wielkanocnych,  zlała nas rzęsistym deszczem. Niebo od rana polewało  strugami  deszczu i mieliśmy swoistego rodzaju Śmigus- Dyngus. Późnym popołudniem przestało lać,  niebo jednak nadal było zachmurzone i na dwoje babka wróżyła, co dalej z tą pogodą? Wykorzystaliśmy moment wypogodzenia na powtórkę spaceru nad Lago di Garda. Podjechaliśmy  autem do Pacengo i dalej już idziemy  brzegiem w  stronę  Lazise.

Woda na powierzchni jeziora marszczy się i wezbranymi falami rozlewa  na brzegu, obmywa  kamyki, muszelki i suche patyki; trzeba uważać, żeby nie zmoczyć nóg.
Na niebie trwa fantastyczny spektakl. Ciężkie, kłębiaste chmury, opadają nisko nad powierzchnią wody. Niczym ciężkie kotary, raz po raz odsłaniają, to znów zakrywają  nieboskłon.
Wyludnione plaże strzegą osamotnione kajaki, rowery wodne, łodzie. Ułożone obok siebie, tworzą  swoistego rodzaju  rytmiczną kompozycję.

Ciepła bryza od strony jeziora  rozpylała w powietrzu  drobiny wody. Skóra  zachłannie chłonie tę wilgoć, to dopiero prosta recepta na  zachowanie urody he he he!
Od strony lądu - aromaterapia w najlepszym wydaniu; w powietrzu unosi się zapach kwiatów, trawy i ziół. Okazałe kwiaty kasztanowca już w pełnym rozkwicie, jak ja kocham te drzewa, nieodmiennie i zawsze przywołujące wspomnienie mojej  matury, a potem syna, będzie i wnuka Przemka.
Miły uszom szum fal relaksuje i odpręża. Maleńkie wróble stroszą piórka, nie przestraszają się zajęte toaletą. Łabędzie wysiadują jaja, a kaczki chwalą się już licznym przychówkiem i  wyprowadzają młode  na żer. Wiosna  już tak ma, że wszystko rodzi się nowe i na nowo.




  

1 komentarz: