Droga z Affi do San Zeno di Montagna wije się serpentyną w górę i jadąc autem można podziwiać widoki na jezioro Garda i miejscowość Torre del Benaco. W dole wszystko malej, a krajobraz staje się coraz rozleglejszy. Wjazd do miejscowości otwiera budynek opactwa z dzwonnicą zdobionej galeryjkami. O tej porze roku drzewa w ogrodzie ogołocone są z liści, jedynie owoce kaki trzymają się jeszcze mocno gałęzi. W miejscowej restauracji posadzkę omiatają suche liście i smutno sterczą szkielety złożonych parasoli. Na wysokości 680m n.p.m. powietrze jest bardziej frescho i chłód przenika ubrania. W oddali majaczą ośnieżone szczyty Alp, na ten widok wzmaga się uczucie zimna. Wokół panuje cisza i miejscowość robi wrażenie uśpionej, nic nie wskazuje na to, że trwa tu kasztanowe święto. Ludzi jakby wymiotło, a rzędy straganów świecą pustkami. Jedynie kilka stanowisk zaprasza na prażone orzechy w cukrze i tradycyjne torrone morbido.
piątek, 10 grudnia 2010
Gorące kasztany i Festa del Marrone w San Zeno di Montagna
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uwielbiam pieczone kasztany...
OdpowiedzUsuńA kasztanami w towarzystwie wina narobiłaś mi smaka! Pozdrawiam serdecznie.
Wspaniała wycieczka :) Piękne widoki i aż żałuję, że nie poznałam jeszcze smaku pieczonych kasztanów :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Kasztany, pychotka, tutaj też się pije z winem, z moscatelem. pozdrawiam i czekam na jakieś zaległe opowieści, bo potem pewnie dłuższa przerwa będzie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUwielbiam pieczone kasztany! z braku dziurawej patelni (nawet nie wiedziałam o istnieniu takiej) piekę w piekarniku.
OdpowiedzUsuńA z wakacji przywiozłam sobie słoik "crema di marroni", ale nawet go nie otworzyłam, czekając na jakąś wielką okazję i jakiś super przepis.
Może masz jakiś pomysł?
pozdrawiam cieplutko
Moja Italko ;) Mam nadzieję, że miałaś piękne Święta? Wszystkiego dobrego, Bożenko.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie pisany blog, a kasztany...mmmm....pychotka:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie: www.pieknaitalia.blogspot.com