piątek, 8 stycznia 2010

Werona - śladami Romea i Julii




Kto posiada romantyczną duszę koniecznie niech wstąpi do Werony. Miasto owładnięte jest legendą Romea i Julii, a to za sprawą Szekspira, który właśnie w Weronie umieścił opowieść o nieszczęsnych kochankach.

Nie poczują się zawiedzeni niepoprawni romantycy poszukujący w Weronie śladów rodzin Capulettich i Montecchich , a spacer w otoczeniu ciekawej architektury dostarczy im wielu wrażeń.




Tropienie śladów historii  miłosnej słynnych kochanków zaczęliśmy od domniemanego miejsca spoczynku Julii. Mały kościółek San Francesco al Corso, skrywający marmurowy sarkofag Giulietty , niestety zastaliśmy zamknięty na głucho.
Od ogrodu i długiej alejki z antresolą oddzielała nas brama,  metalowe pręty pozwalały zajrzeć do środka.
Czas odcisnął tu swoje piętno, skruszałe mury zaanektowane przez dzikie pnącza, zliszajone rzeźby z motywem roślinnym, niekompletne posągi przywołują ducha epoki. W głębi rozpoznajemy popiersie poety dłuta współczesnego artysty, sam Szekspir podejmuje tu przybyłych.



Na więcej szczęścia liczymy kierując się w stronę Casa di Giulietta.
Na Piazza Bra przechodzimy obok słynnej Areny. Grupy turystów oblegają słynny rzymski amfiteatr. Do pamiątkowych zdjęć namawiają przebrani za legionistów rzymskich.

Nieopodal mimowie zastygają w dziwacznych pozach i ożywiają się na chwilę po wrzuceniu monety. Można wpaść prosto w czarcie ramiona, albo schronić się w anielskich skrzydłach. Na Via Mazzini eleganckie sklepy mamią w witrynach markową odzieżą z najnowszych kolekcji. Nie dajemy się złapać w pułapkę sezonowych przecen , zmierzamy prosto do domu Julii.







Na via Cappello 23 średniowieczna kamienica wyróżnia się spośród pozostałych domów fasadą z ciemnej cegły i godłem rodziny Cappello, z którym kojarzy się bohaterkę romansu ( ów ród istniał naprawdę).
Bramę prowadzącą na dziedziniec, oblepiają setki karteczek z miłosnymi wyznaniami, taki międzynarodowy collage z kolorowych papierków, na których słowo "kocham cię" powtarza się w różnych językach świata. Na murze praktycznie nie ma wolnego miejsca, niektórzy zapisują miłosne wyznania wprost na ścianie, inni rysują serca przebite strzałą i przyklejają w wybranym miejscu.





Mały dziedziniec, jak zawsze zatłoczony do granic możliwości. Przy posągu Julii kolejka do pamiątkowego zdjęcia, na dobrą wróżbę warto pogłaskać pierś Giulietty. Wypolerowany przez tysiące rąk  tors  połyskuje z daleka.

Uwagę wszystkich skupia miejsce słynnych scen balkonowych. Balkon Giulietty. Zaskakuje małymi rozmiarami i skromną sztukaterią, poraża siłą swojej legendy. To wiara w cudowne działanie tego miejsca sprawia, że tłoczą się na nim zakochane dziewczyny i młodzieńcy  marzący o „miłości aż po grób”. Po środku dziedzińca, niemałe zamieszanie wywołuje świąteczne drzewko miłości. Zakochani, zamiast listu do Julii zapisują na karteczkach miłosne życzenie i wieszają na choince- niech się spełni życzymy innym.







Opuszczamy „świątynię miłości” i trasą, którą przed wiekami Romeo zmierzał do Julii, przechodzimy przez gwarny Piazza delle Erbe. Przeciskamy się między zaparkowanymi rzędami rowerów i straganami z pamiątkami.




Piazza Erbe,  usytuowane miejscu rzymskiego forum, w średniowieczu zamieniono na targ warzyw i ziół. Dziś plac wykładany białym i różowym marmurem  zastawiają kramy z pamiątkami. 
Plac otaczają barokowe i renesansowe palazzo zdobione ściennymi malowidłami. Ponad kupieckimi  kamienicami górują dwie wieże, których kiedyś było tu znacznie więcej. 

Zatrzymują uwagę architektoniczne detale: mała kolumna zwieńczona iglicą to tabernakulum z XV wieku, albo jak kto woli, gotycka kamienna latarnia, szesnastowieczny edykuł to Berlina miejsce nadawania urzędów publicznych lub wyśmiewania nieuczciwych kupców. Pośrodku placu zwraca uwagę fontanna zwana Madonną Werony. Z góry na plac spogląda figura rzymskiej bogini, a z głów zdobiących trzon fontanny tryska woda do ozdobnej misy.






Mijamy okazałe Palazzo del Capitano i Palazzo degli Scaligeri. Opuszczamy efektowny dziedziniec i nie oglądając się na nic przechodzimy przez bramę zwaną Porta Bombardiera , żeby możliwie szybko znaleźć się na via Arche Scaligere. Odnajdujemy dom Romea oznaczony cytatem z tragedii Szekspira-"... Ach! Gdzież jest mój Romeo... ?".

Średniowieczny pałacyk ma prywatnego właściciela i możemy go obejrzeć tylko z zewnątrz, kiedyś należał do rodu książąt Cagnolo Nogarola. Z boku znajduje się restauracja, podobno ze świetnie zachowanymi średniowiecznymi salami należącymi kiedyś do domu Romea. Czy tak jest, nie sprawdziliśmy, może innym razem.







Spacerem docieramy nad rzekę. Na pamiętającym czasy rzymskie Ponte Pietra, odnajdujemy współczesne symbole zakochanych par. Pęk kłódek spinających miłosne przysięgi  stroi most niczym awangardowa biżuteria.

Po drugiej stronie Adygi wysokie wzgórze skrywa ruiny rzymskiego teatru. Na jego scenie Romeo i Julia to główni bohaterowie wystawianych w Weronie spektakli,  wpisanych  w nasze niedalekie plany. Tymczasem pocieszamy się domowym kinem. Film pt. „Listy do Julii” obejrzeliśmy z przyjemnością, jeszcze raz przypominając sobie romantyczne zakątki Werony uchwycone okiem kamery.




2 komentarze:

  1. W latach 1990- 1994 mieszkalam w S.giovanni Lupatotto... bliziutko Werony. Bylam na dziedzincu domu Julii.. Przypomnialas najpiekniejsze lata mojego zycia :) Dziekuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mnie zaskoczyłaś tą informacją, pomyśleć, że byłybyśmy teraz bliskimi sąsiadkami:-) Wszystkiego dobrego życzę, ja brzydką infekcję złapałam i cały tydzień chorowałam, dziś już znacznie lepiej.

      Usuń