Jako niepoprawna italofilka na regałach z książkami szukam tytułów sugerujących tematykę włoską. I chociaż miękka, jednobarwna i uboga graficznie okładka nie zachęcała do lektury, to nie wahałam się i zdjęłam z półki „Z widokiem na Castello” Iwony Menzel sądząc, że oto za chwilę zanurzę się w ulubionych, włoskich klimatach, w przekonaniu utwierdziła mnie nota od wydawcy na okładce książki.
Zapaliłam się do lektury i pochłonęłam łapczywie początek książki, rozmarzyłam przy opisach wschodów i zachodów słońca nad Zatoką Neapolitańską, zaciekawiłam historycznymi wzmianki o Castello Aragonese i kobietach renesansu –Dianie di Cardona, Constanzy d’Avalos, Vittorii Colonna, przeniosłam wyobraźnią na czarowną wyspę Ischia i do ukrytej wśród figowych i cytrynowych gajów Villi, a moją sympatię zyskali wypoczywający tam goście, gdy oto nagle zostaję wyrwana z niezwykłej scenerii Wybrzeża Amalfitańskiego i przeniesiona na Dwór Borysławice i do Łosinka, żeby poznać rodowe historie głównej bohaterki, a potem zabrana jeszcze dalej w odległą przeszłość do Związku Radzieckiego okresu pierestrojki, aż wreszcie rzucona na daleką Syberię.
Poczułam się zawiedziona i rozczarowana, niechętnie opuściłam rozświetloną słońcem Ischię i mieszkańców Villi. Szybko przerzucałam strony i przebiegałam wzrokiem te fragmenty książki, których akcja przenosiła się poza słoneczną Italię.
Te przeplatające się w książce różne wątki, co rusz zmieniające się miejsca akcji przeszkadzały, łatwo pogubić się w splątanych życiorysach bohaterów, których spora galeria rozpraszała i psuła przyjemność czytania.
Skupiłam się zatem na grupie przyjaciół przyjeżdżającej każdego roku na wakacje do Villi przesyconej atmosferą witalności Don Battisty, odkrywałam ich tajemnice, sekrety i relacje dobrze się bawiąc. Z przyjemnością, za sprawą lektury, zwiedzałam Neapol i poznawałam potrawy aromatycznej kuchni włoskiej szkoda jednak, że tylko z nazwy. A na wypadek, gdybym planowała wyjazd na Ischię i najpiękniejszy rejon Włoch – Wybrzeże Amalfitańskie , zapamiętałam radę autorki, którą zacytuję: „Znawcy jeżdżą na Ischię w kwietniu…Zakwita wówczas makchia wszelkimi kolorami tęczy i pokrywa zbocza Epomeo pachnącym kobiercem dzikich ziół. Białe anemony, błękitne bodziszki, żółte janowce, czerwone ostróżki, różowe oregano i fioletowa szałwia otoczone zaroślami oleandrów, rozsiewają odurzający zapach i radują oczy. Czasami zdarza się przelotny wiosenny deszczyk, oczyszczający powietrze i podkreślający bogactwo barw”.
Castello Aragonese fot.Wikipedia
Główną bohaterką książki i zarazem narratorką jest młoda Polka mieszkająca od wielu lat w Niemczech. Po licznych życiowych rozczarowaniach, rozbita psychicznie kobieta, szuka nowej przestrzeni do życia w pięknej Italii i odprężenia we włoskich pejzażach na wyspie Ischia. Spełnia swoje postanowienie sprzed dziesięciu laty i odnajduje Castello Aragonese , którego sylwetkę zapamiętała z obrazu oglądanego w domu zaprzyjaźnionej Włoszki.
Castello Aragonese fot. Wikipedia
Konkludując, książka Iwony Menzel „Z widokiem na Castello”, w części związanej z Italią stanowiła dla mnie interesującą i przyjemną lekturę. Napisana dowcipnie i z polotem, odpręża i relaksuje, można zabrać ją na wakacje, albo w podróż. Wydanie z serii Literatura na obcasach z mizerną okładką i szarymi kartkami to niskiej jakości wyrób papierniczy, nie żal więc było, kiedy przez przewracane stronice przesypywał się drobny piasek, czy ciastkowe okruchy.
Wspomnę jeszcze o melodii towarzyszącej mi podczas czytania lektury. Wymieniana kilka razy w książce piosenka „Wróć do Sorrento” przypomniała mi się w interpretacji Anny German. Piękna melodia wpadająca łatwo w ucho mogłaby uchodzić za muzyczną ilustrację książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz